Babcie naszych dziadków jedzenia nie marnowały. Ale niestety czasy się zmieniły… choć jest na to sposób, który w dodatku wyjdzie nam na zdrowie. Mowa o zupie mocy… czyli rosole, ale nie takim w kostkach. tylko prawdziwym. najprawdziwszym.
Bo teraz to już się nie je kurczaka, o nie! tylko pierś z kurczaka. Polędwiczki, wszystko wykrojone, przemielone… A tak naprawdę, to w filetach wartości odżywczych jest najmniej. Wspomniana babcia dziadka, to jak miała kurę, to wykorzystała całą, bo wiedziała co zdrowe i szacunek do tego co Bozia i Ziemia dała był większy niż teraz. Kości też, chrząstki też. I wtedy dziadek (syn babci dziadka) był zdrowy, i cała rodzina. Bo to prawdziwa zupa mocy była.

Piękni są Ci starzy ludzie. Też taka chcę kiedyś być. delikatna, pergaminowa…
Ale wróćmy więc do historii rosołu, bo to temat wbrew pozorom bardzo ważny. Moja podopieczna wyleczyła się ostatnio z bardzo poważnych problemów trawienno-żołądkowo-jelitowo-…. no wiecie. Tych bardzo niefajnych. Właśnie dzięki zastosowaniu przede wszystkim zupy mocy, czyli wywaru gotowanego na kościach. Oczywiście wiem, że zaraz ktoś napisze, że zupa nie może leczyć itp itd… wiem, nie może. ale leczy.
Jak zdobyć kości?
Ja kości dostaję za parę złotych albo za darmo (zależy jak bardzo się uśmiecham i do kogo) – najchętniej w masarni i najlepiej wołowe udowe (przepołowione – raz dostałam w całości i się zorientowałam za późno – do gara nie wejdzie… i była jazda z siekierą) od krów, które pasły się na łące, a nie na 2m2 posadzki. Bo dzisiaj ważne nie tyle co do gara wkładamy, ale też skąd to mamy. takie czasy. ehh…
Potem kości zalewam i gotuję – ważne! na małym ogniu przynajmniej 10 godzin, najlepiej popołudniu na całą noc nastawić, żeby przespać te zapachy (ostrzegam, daje nieźle, ale warto). Przepis dokładny macie na końcu wpisu, dodam tylko, że robię w największym garze jaki mam, potem po przestudzeniu wlewam do słoików lub woreczków strunowych z Ikei i do zamrażarki Porcje wyciągam na bieżąco i dodaję moc do zup, warzyw, dań na ciepło itp. Tym sposobem w domu zalatuje wywarem tylko średnio raz na 2 miesiące. A moc w dodatkach sprawdza się fantastycznie dla całej rodziny – dzieci nawet nie wiedzą co jedzą i jedzą ze smakiem!

Nie, nie pokazuję im “przed” i “po”. Na razie lepiej nie.
Jak się to czary-mary ma do zdrowia?
Taki wywar to naprawdę mocy może dodać, bo:
- podczas długiego gotowania z kości wydostają się najważniejsze aminokwasy, kolagen i minerały – to jeden z najbardziej odżywczych produktów jakie znam i w naturalny sposób zastępuje garść suplementów!
- dzięki naturalnemu kolagenowi fantastycznie wspiera stawy i kości – nie tylko je wzmacnia, ale także przynosi ulgę przy dolegliwościach bólowych
- wspiera nasze trawienie, rewelacyjnie działa np przy nieszczelnym jelicie, łagodzi zapalenia i pomaga w namnażaniu dobrej flory jelitowej, a także w przypadku alergii pokarmowych
- poprawia wygląd naszej skóry, także dzięki kolagenowi – kto wie… może nawet lepiej niż drogie kosmetyki
- wspiera metabolizm – m.in. dzięki obecności glutationu i glutaminy
- usuwa toksyny – niektórzy nawet piją zupę mocy podczas postów, bo zazwyczaj ich nie przerywa, wspiera detoks wątroby
- podnosi odporność – bardzo wskazany przy przeziębieniach, ale nie tylko – odpowiednio działający układ odpornościowy to ważny element, jeśli chodzi o zapobieganie chorobom autoimmunologicznym
- jest świetnym uzupełnieniem elektrolitów i doskonale sprawdza się w dietach niskowęglowodanowych i wysokotłuszczowych, #lchf #keto
Wiele osób inwestuje sporo kasy w suplementy z kolagenem. A tutaj mamy fantastyczny kolagen w wyjątkowo niskiej cenie. Warto spróbować i przekonać się na własnej skórze i samopoczuciu.
Czy zupa mocy może zaszkodzić?
Niektórym tak, jeśli ją nieodpowiednio przygotują. Przy problemach jelitowych glutamina jest wskazana, natomiast glutaminian już nie. Podobno jeśli będziemy gotować rosół na dużym ogniu, możemy sobie zafundować glutaminian zamiast glutaminy. Szczerze mówiąc, sporo sprzecznych opinii znalazłam na ten temat. Ja po prostu nastawiam rosół tak, że sobie delikatnie ‚pyrka’. i jest OK.
Kolejną kwestią jest nadwrażliwość na te glutaminiany, która może się pojawić. Jeśli masz takie podejrzenia – gotuj zupę krócej, np 3-4 godziny – mniej składników odżywczych uzyskasz, ale też mniej glutaminy.
I jeszcze jedno – uważajmy na pochodzenie kości. Obecnie mogą niestety być zanieczyszczone np. ołowiem – wtedy on również przedostanie się do rosołu… a to nie jest historia o ołowianym żołnierzyku. Nie polecam.
Jak przygotować zupę mocy?
Pomysłów jest sporo, ja powiem Wam szczerze, że jak porządnie wygotuję te kości, to mi ta zupa nie smakuje i samej jak podobno niektórzy w filiżance w życiu nie wypiję. Więc nie dodaję warzyw do gotowania bo i tak się wszystko rozgotuje i witaminki to raczej po takim czasie bye-bye, ale… jeśli chcecie dorzucić włoszczyznę nie widzę przeszkód. Ja po prostu dorzucam ją do docelowej zupy, a moc traktuję jako dodatek… nie koniecznie smakowy. Czyste, kościste złoto. Taki przepis w przewodniku dietetycznym dostają moi fantastyczni podopieczni:
Składniki:
- 5 l wody
- 20 kurzych łapek (ewentualnie cała kura)
- 2-3 kości udowe wołowe, koniecznie przepiłowane/pogruchotane
- 4 łyżki octu jabłkowego naturalnie fermentowanego (lepiej się kolagen wytrąca)
- opcjonalnie: przyprawy (sól, pieprz, ziele angielskie, liść laurowy), włoszczyzna, sztuka mięsa
Przepis:
Gotujemy pod przykryciem na wolnym ogniu przez 8-12 godzin, aż wygotuje się brunatna, żelowa substancja. Nie doprowadzamy do wrzenia. Dodajemy po porcji 50-100 ml do zup, wywarów, zup-kremów, pozostałą ilość można zamrozić.
Voila! no to zdrowego!
PS. Tu przykładowo moja ostatnia ulubiona zupka z mocą ???
https://www.instagram.com/p/BpW8bkcFhph/?taken-by=joannasalwa